Tak, nie przewidziało Wam się. Tytuł dzisiejszego wpisu to, solarny ptakoteleskop fotograficzny. Część z Was może się teraz zastanawiać, czy powodem dłuższej przerwy w publikowaniu wpisów były jakieś problemy natury psychicznej. Problemy, z którymi najwyraźniej nie udało mi się uporać. Otóż… stwierdzenie to, paradoksalnie nie jest aż tak dalekie od prawdy 🙂 Jednak spokojnie, z moją głową wszystko w porządku. Skąd zatem taki tytuł i co mam na myśli pisząc o potencjalnych problemach psychicznych? Po pierwszego, zamiast o problemach natury psychicznej, bardziej należałoby tutaj mówić o mentalnych kłodach rzucanych mi pod nogi. Czy jakoś tak. Z pewnością jakiś kołcz potrafiłby to odpowiednio nazwać. Żarty jednak na bok. Skąd taki tytuł?
Jak z pewnością część z Was wie, jestem ojcem dwójki dzieci. Czasem zdarza mi się oglądnąć jedną lub dwie (czy też więcej) bajki. Co ciekawe, nierzadko czas poświęcony na ich obejrzenie, może być dużo bardziej produktywny, niż godziny spędzone na szkoleniach forexowych naganiaczy. Nie inaczej było ostatnio, gdy jeden z moich synów oglądał Małą Lamę. Lama Lama wraz ze swoimi przyjaciółmi odebrała bardzo ważną lekcję, na którą każdy aspirujący trader powinien zapisać się już na samym początku swojej kariery. Nie zagłębiając się w szczegóły, morał (po części) był taki, że czasami nawet gdy zrobimy wszystko dobrze, to i tak może nam się nie udać osiągnąć zakładanego celu. Nierzadko wpływ na to mają czynniki zupełnie od nas niezależnie. Brzmi znajomo? Traf chciał, że mój syn oglądał ten odcinek w momencie, gdy sam zmagam się z podobnym problemem. I w dużej mierze na tym chciałbym się skupić w dzisiejszym wpisie.
Pełna losowość
Z jakim dokładnie problemem zmagałem się ostatnio? Otóż sprawa wygląda tak, że od jakiegoś czasu staram się w jakimś stopniu się przebranżowić. Nie chodzi jednak o odejście od tradingu. Staram się bowiem odejść od gry stricte skalpingowej, i przejść na coś w rodzaju pozycjonowania intraday. W skrócie, mniej pozycji, większe zasięgi. Co tu dużo mówić, jest to niesłychanie ciężkie zadanie. Z kilku powodów. Jednym z ważniejszych, jest chociażby spadek na płaszczyźnie skuteczności zagrań. Skalpując byłem w stanie utrzymywać naprawdę wysoki win % ratio. Jak nietrudno się domyślić, ciężko było mi zaakceptować kolejne trejdy, które nie wchodziły. Pomimo faktu, że na koniec dnia, wynik wcale nie był dużo gorszy od tych, które udało mi się wypracowywać do tej pory. Spadek był, jednak nie było to nic, czym tak na prawdę powinienem się przejmować. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że byłem w trakcie procesu wprowadzania dość znaczących zmian.
Problem ten zaczął zauważalnie się rozrastać i przechodzić na inne aspekty mojego procesu. Ja niestety nie byłem sam w stanie wskazać prawdziwej przyczyny takiego stanu rzeczy. Cały czas gdzieś z tyłu głowy miałem swoje dotychczasowe statystyki. Szczęśliwe, dzięki pomocy innych osób, udało mi się zlokalizować prawdziwe źródło moich problemów. A była to rzecz, której całkowicie się nie spodziewałem.
Otóż u podstaw szeregu niepowodzeń leżał fakt, że nie byłem w stanie zaakceptować pełnej losowości rynków. Cały czas podświadomie twierdziłem, że dzięki dobrej analizie i dobrze podejmowanym decyzjom, jestem w stanie wyjść z tarczą z każdej sytuacji. Nic bardziej mylnego. Rynki są wszak na tyle złożone, że nikt nie jest w stanie wziąć pod uwagę wszystkich aspektów podejmując decyzję. Z tego też powodu, konieczne było wprowadzenie dwóch zmian.
Dyscyplina
Niech nie zwiedzie was tytuł powyższego nagłówka. Rozwiązanie nie było bowiem kurczowe trzymanie się swoich strategii. Wbrew samemu sobie, walcząc z myślami, które pojawiają się w trakcie prowadzenia pozycji. Jednak po kolei, bowiem pewne zmiany na płaszczyźnie procesu decyzyjnego, musiałem wprowadzić. Przede wszystkim, musiałem niejako na nowo podejść co całości procesu decyzyjnego. Rozłożyć go na czynniki pierwsze i zdefiniować poszczególne aspekty. Od przygotowań do sesji, przez obserwowanie danych instrumentów w trakcie jej trwania, podejmowanie decyzji o zajęciu pozycji, aż po jej prowadzenie i realizację zysku bądź straty. Było to o tyle istotne, że dzięki temu, mogłem dużo bardziej obiektywnie określić czy dany trade był dobry, zgodny z moim procesem, czy też może nie do końca. Co mi to dało? Bardzo dużo. Czarno na białym otrzymywałem informację na temat tego, czy wykonałem swoją pracę dobrze, bez względu na jej ostateczny wynik w postaci wypracowanego zysku.
Akceptacja
Był to niezwykle istotny krok w kierunku akceptacji losowości rynków. Z pewnością część z Was zastanawia się pewnie, dlaczego jest to aż tak istotne? Spieszę z wyjaśnieniami. Jedno z bardziej powszechnych wierzeń ludowych, dotyczy dyscypliny właśnie. Bardzo często możemy spotkać się bowiem ze stwierdzeniem, że dyscyplina jest kluczem w osiąganiu powtarzalnych wyników. O tym, że musimy trzymać się naszych strategii bez względu na wszystko. Siedzieć z rękami pod tyłkiem i czekać na ostateczny wynik naszej pozycji. Problem polega na tym, że takie podejście rodzi niezwykle silny konflikt wewnętrzny. Z jednej strony chcielibyśmy zamknąć pozycję na niewielkim, acz pewnym zysku (przetrzymać stop lossa). Z drugiej, wiemy, że powinniśmy trzymać się naszej strategii. Konflikt ten nierzadko rozlewa się na szereg innych aspektów związanych z tradingiem. Mogą to być momenty zawahania, czyli chęć uniknięcia sytuacji, w której musimy zmierzyć się z własnymi myślami. Jest to rzecz, która odcisnęła szczególne piętno na moim tradingu.
Pełna akceptacja losowości rynków całkowicie rozwiązuje problem z brakiem dyscypliny. Z prostego powodu. Godząc się z faktem, że rynek i tak zrobi to, na co będzie miał ochotę, bez względu na to, czy dobrze wykonaliśmy swoją pracę, wyzbywamy się konfliktu, o który pisałem wyżej. W takim wypadku po prostu nie mamy podstaw do tego, żeby kwestionować swoje decyzje. Dobrze opisany proces przygotowawczy, decyzyjny oraz ten określający sposób prowadzenia decyzji, umożliwia nam na sam koniec określić, to czy wykonana przez nas praca była dobra. Reszta to już tylko i wyłącznie mieszanka szczęścia oraz pewnej powtarzalności rynków finansowych. Powtarzalności, która jest jednak całkowicie losowa i na którą nie mamy najmniejszego wpływu.
Dyscyplina – podsumowanie
Cóż zatem możemy zrobić, aby w pełni zaakceptować fakt pełnej losowości rynków? Część z Was może być zawiedziona tą odpowiedzią, jednak nie ma tutaj idealnej recepty na sukces. Każdy powinien podejść do tego na swój sposób. Jednym wystarczy samo doprecyzowanie procesu decyzyjnego. Inne osoby potrzebowały będą pewnego rodzaju check listy, na której odznaczali będą poszczególne punkty wykorzystywanych strategii. Dla niektórych niezbędne będzie wykonywanie ćwiczeń, które wyryją w podświadomości fakt losowości. Pomocne może być tutaj chociażby wypowiedzenie na głos, przy zajmowaniu pozycji, pewnych błahych (na pierwszy rzut oka) stwierdzeń. Może to być coś w rodzaju: zajmuję pozycję, wykonałem swoją pracę, teraz od rynków i ich losowości zależy ostateczny wynik mojej pozycji. Jak wspomniałem, sposobów jest wiele. Każdy powinien podejść do tego w sposób indywidualny.
Do tej pory na blogu nie pojawiały się wpisy traktujące stricte o psychologii w tradingu. Przez długi czas podchodziłem do tego tematu po macoszemu, całkowicie pomijając go w cyklu Jak zostać traderem. Trwało to do momentu, w którym nie przekonałem się na własnej skórze, jak istotne jest to, aby mieć w głowie odpowiednio poukładane fundamentalne aspekty. Jednym z takich fundamentów jest z całą pewnością akceptacja losowości rynków. Czasem nawet niezwykle precyzyjnie wykonana praca, nie przyniesie zakładanych rezultatów. Wie o tym Lama Lama, któremu pomimo sporego wysiłku, nie udało się kupić solarnego ptakoteleskopu fotograficznego. Powinniśmy wiedzieć i my, traderzy.
Przykładów na to możemy również szukać w literaturze bezpośrednio związanej z tradingiem. Każdy z nas zna chyba przykład, opisywany przez Marka Douglasa w jednej ze swoich książek. Przykład analityka i zarządzającego funduszem, który jednym telefonem, jednym zleceniem, całkowicie rozjechał wskazany przez analityka poziom wsparcia czy oporu. Pamiętajmy o tym każdego dnia, gdy stajemy w szranki z innymi uczestnikami rynków.